01:43 2009-04-05 Things are getting damn...
Kilka piw i kumple zrobili się otwarci i szczerzy, a do tego nawet nieco wylewni.
Usłyszałam nowe ploty i nowe zwierzenia. Dobrze jest czuć się potrzebnym i zaufanym.
Chciałabym pomoc obydwóm, ale niestety nie jestem dobra ani w problemach sercowych, ani w tych natury fizycznej. Wiem natomiast, ze cieple wieczory przysłużą się jeszcze nieraz naszym spotkaniom w większym, wesołym gronie a także rozmowom w "pojedyncze okna" na gg nad ranem, po powrocie. Dowiedziałam się paru rzeczy. I nadal mam mieszane uczucia, czy na pewno powinnam je słyszeć. Ale dziś tkwię w zawieszonej czasoprzestrzeni i zastanawiam się, jak to wszystko jest możliwe. Moje troski poznikały. Nie ma ich. Ja mam takie przyziemne problemy, a inni...
Thigs are getting damn complicated.
6.04.2009 00:46
Człowiek którego kiedyś określiłam na tym blogu jako Maxa Payne'a okazał się bliższy tej postaci, niż się spodziewałam. Wczoraj zdradził jeden ze swoich najważniejszych sekretów, dziś mimowolnie wspomniał o rocznicy śmierci ojca, choć go nie pamięta. Fakt, którego nie potrafię sobie wytłumaczyć, to to, ze ludzie z problemami, z którymi ten chłopak się boryka zwykle działają na mnie jak magnes. Nie mówię tu o porzucaniu mojego kochanie dla kogoś innego, jednak od wczoraj przez równe 24 godziny myślę głównie o tym, co mi opowiedział. Próbowałam znaleźć rozwiązanie i nie znalazłam go. Spodziewałam się, że za tym skrawkiem historii który poznałam kryje się jeszcze co najmniej kilka, znacznie mroczniejszych. Intuicja ponownie podpowiedziała dobrze. Jeśli zsumować to wszystko, co już o nim wiem, wychodzi naprawdę ciężki bagaż doświadczeń, nie nazywając tego brutalniej kamieniem i sznurem. Piszę o nim tyle, bo poruszył mnie tym swoim nieszczęściem. To co go teraz spotyka jest prawdopodobnie wynikiem depresji, stresu spowodowanego problemami finansowymi i poczuciem osamotnienia. Ale to tylko moje domniemywanie. Nie pomogą tu żadne prochy, bo w tym przypadku każdy z nich byłby silnie uzależniający. A to za duże ryzyko.
Reguła iż najweselszy człowiek w towarzystwie zwykle jest najsmutniejszy w środku, okazuje się słuszna. Patrzyłam siedząc obok niego na ławce jak zaciąga się papierosem, żartuje, śmieje się i popija piwo. W oczach nie bylo jednak radosnych iskier, ale nieziemskie zmęczenie. Myślałam ze to przez pracę i imprezy. Jak wszyscy jego znajomi. Moje serduszko zostało ściśnięte jak gąbka. Gdybym mogła być kimś więcej niż człowiekiem i pstryknięciem palca załatwiałabym sprawy niemożliwe... Chciałabym zobaczyć go w trakcie błogiego snu. Bez tych wszystkich wspomnień i zmartwień.
Ale ilekroć spotykam się z tą grupą, dowiaduję się, że nie znam życia i bardzo wiele jeszcze przede mną. Cenne lekcje.
Dodaj komentarz