18 listopada, 17:20:20
Nie mogę opanować emocji.
Wczoraj rozmawiałam z Paynem, po raz pierwszy od miesięcy, o rysowaniu.
Było to dziwnie przyjemne, lekkie, z perfidnym pominięciem wszystkich nieprzyjemnych tematów
w postaci braku pracy, kłopotów rodzinnych i wszystkim, co związane z rzeczywistością.
Obudziłam się uśmiechnięta, pojechałam do pracy uśmiechnięta.
Zderzenie z rzeczywistością doprowadziło mnie znowu do łez, bo nie mogę, jak jadę ileś kilometrów do gościa, który ma nos utkwiony w monitorze i nawet nie chce słyszeć, z czym do do niego przychodzę i po co. Nie raczył nawet podnieść na mnie wzroku.
W szpitalu nie znalazłam odpowiedniej osoby. W kolejnej przychodni długo czekałam na lekarza, ale nie pchałam się w kolejkę i chyba to docenił, bo był bardzo miły i obiecał, że rozważy opcję. Nie zabrałam mu dużo czasu, zaznaczając że mam świadomość, że na korytarzu czekają na niego małe, kaszlące pacjentki.
Wróciłam jednak do domu czując się znowu cieniem człowieka.
Moje wnętrze przypomina zimny, mokry loch a w nim kulącego się Nazgula,
syczącego "my preciouussss" i kryjącego w dłoniach ostatnią, pozytywną myśl. Ile bym dała by móc już się ukryć przy monitorze, wypytując Payna o najnowsze postępy w jego twórczym projekcie. Rozpisać się o genialnej kresce Wyspiańskiego.
Będę bardzo ostrożna od teraz. Każde napomknięcie o jego prywatności lub choćby porównanie jego prac z moimi wywołuje wycofywanie się z rozmowy.
Ale rozumiem go lepiej, niż kiedykolwiek.
Dzień kończy się jednak mega pozytywnie.
Wyczekałam dzisiaj w pewnej aptece ponad dwie godziny pod drzwiami pani kierownik.
Brat użył maksimum czaru osobistego i poszło pierwsze zamówienie.
Cieszy mnie to jedynie z tego powodu iż wykupił mi jeszcze kilkanaście dni pracy.
Co będzie jednak, jeśli dalej nie będę potrafiła poradzić sobie sama?
Nieważne. Chwilowo zmuszona jestem stłamsić poczucie godności i pozwalam się sobie upajać tą chwilą. A że teraz dwa dni wolnego od pracy i jutro spotkanie ze znajomymi na uczelni, łatwiej będzie się uśmiechać do złej gry.
I za dwie godziny wybieram się na Zmierzch. Nie wiem, co mnie podkusiło ale J. się zgodził i kułam żelazo póki gorące. Byle skupiać myśli na czymś innym teraz.
"Nie martw się, znajdziemy nasz azyl" -napisał wczoraj Payne. ciekawe, czy sam w to wierzy.
Dodaj komentarz