20:53 2009-03-15 nie czytać, dramatyzuję!!!...
Chyba straciłam nadzieję na lepsze jutro.
Nie ma przyszłości.
Przesiedziałam cały dzień przed komputerem, w piżamie.
Nie mogę się pozbierać. Denerwuje mnie ta bezsilność.
Kupiliśmy koszulki klubowe na wyjazd, wpłaciliśmy pieniądze.
Zamierzam olać egzamin żeby tam z nim pojechać.
I tak zawaliłam znowu dwa zaliczenia.
Dziś myślę że to wszystko niepotrzebne. To zamartwianie się,
kombinowanie, plany.
Nie chce mi się nawet zrobić herbaty.
Nie spotkałam się z nim dzisiaj.
Chodzi za mną myśl, że spalę się w piekle za wszystko co robię i myślę.
Trochę mnie to przeraża, ale nic z tym nie robię.
I że nie mam babsztylca któremu mogłabym to powiedzieć, bo te moje są spoko ale jednak nie tak bliskie. Nic nie poradzę.
Bessa trwa drugi miesiąc. A wiosny jeszcze jakoś nie widać.
Co jeśli tak już będzie zawsze?
Gdybyśmy teraz się rozstali, padłoby wszystko. Wyjazd, wspolne znajomosci, wspolne wypady, targanie go ze soba do centrum handlowego i na filmy... Musialabym ulozyc swoje uczucia i mysli praktycznie od zera i nie mam ochoty tego robic, bo go kocham mocno.I wkurzaja mnie wlasne pomysly o zakonczeniu tego. Tym bardziej ze uparcie twierdzi, ze jak juz sie rozstawac, to w milczeniu, natychmiast i na zawsze.
Dlaczego nie mam juz sil...
Ludzi spotykaja takie tragedie, a ja nie potrafie sobie poradzic z czyjas, nawet nie wlasna. Fakt, dotyczy mnie ona bo mialam kiedys stac sie czlonkiem tej rodziny, a teraz sie boje i zastanawiam nad dalszym angażowaniem w to.
Tak bym chciala zeby to wszystko sie wyprostowalo.
Zeby dorosli przestali ze soba walczyc, dzieciaki zmadrzaly,
kazdy mial dobra prace i spokoj.
Zebym nie musiala patrzec w smutne z natury oczy.
Zebym wreszcie pozaliczala to wszystko co musze, bo idzie mi to fatalnie i nie daje mi to spokoju. Zebym umiala sie odciac od tego wszystkiego.
I przestała ryczeć po kątach.
Nic mnie nie złamie, poza brakiem wiary. Jeśli to przetrwamy, to na zawsze, jeśli nie, to koniec rychły.
Dodaj komentarz