22:58 2012-01-02
Jeszcze tak z wieczornych rozmyślań.
Pisałam dzisiaj z D. i zdenerwowała się, słysząc o moich prostych i niewygórowanych marzeniach. Moją chęć bycia z nim, oszczędzanie na ceremonie i kredyt [na mieszkanie] w przyszlosci skwitowała
"I tak nie będzie Cię stać, jak stąd nie wyjedziesz".
Heh, ja wiem, że będzie. Ciężko jest ale jak narazie sobie radzę.
A po oszczędności na kredyt rzeczywiście wyjadę za granicę, jak się uda, jak nie w tym roku, to w przyszłym.
Pewnie, że marzę o osiedleniu się w bogatszym kraju. Mam jednak świadomość że z moimi śmiesznymi studiami, zakurzonym angielskim, mogę się tam załapać najwyżej na zmywak albo produkcję. I tak do osranej śmierci? Po co?
Mamy dopiero styczeń. Muszę dożyć do lipca. W międzyczasie, okaże się co z pracą i jakimikolwiek planami. Pozwalam sobie cieszyć się kilkoma spokojnymi dniami przed jakąś kolejną katastrofą. Miałam parę udanych dni i chciałabym zatrzymać w sobie pogodny nastrój jak najdłużej.
Jak ktoś woli zasłonić okna, oglądać cały czas filmy i nie ruszyć małym palcem u nogi, to nic dziwnego że poprawa nie nadchodzi.
Nie zmieni się nic, jeśli poddasz się rezygnacji. Ona jest teoretycznie krok dalej niż ja, bo są już małżeństwem i spłacają ślub. Nie mają jednak mieszkania, bo za niskie pensje i brak wkładu własnego. Wynajmują mieszkanie od rodziny, za pół ceny, powinna się cieszyć, że ma w ogóle taką możliwość, kawalerka jest nowiuteńka. My takiej możliwośći mieć nie będziemy.
To głupie być tak radosnym w sytuacji, gdzie mieszka się z zaborczymi rodzicami, ma się dupną pracę którą pragnie się rzucić natychmiast, szkołę do spłacenia i magisterką do napisania. Jednak styczeń przyniosi mi jakieś nowe nadzieje, intuicja podpowiada, że po prostu nie może być źle. Demony zostały zamknięte w szczelnym pudle i zakluczone na kolejny miesiąc, aż dopadnie mnie pms ;)
Powodzenia, purpella, ze wszystkim.
Dodaj komentarz