<3 szlifiereczki
Wczoraj pojechałam na Stunt GP.
Ilość tych jednośladowych potworów mnie zachwyciła.
A to, co wyczyniali, sprawiło że moja lista priorytetów w życiu chwilowo została wywrócona do góry nogami. Bo mam na niej kupno motocykla, ale to był jeden z mniej ważnych punktów.
Miał być remont mieszkania, kasa na wesele, kasa na motocykl. Wesele zostało całkowicie skreślone a remont stanął pod znakiem zapytania. Kiedy tylko wysiadłam z auta, miałam ochotę biec na złamanie karku w stronę barierki. Jak dziecko. Nie mogłam przestać się dziwić, czemu reszta towarzystwa jakoś tego nie odczuwa. Czy tylko ja wychowałam się w pokoju wytapetowanymi po sufit plakatami Kawasaki, Yamahy, Hondy i Ducati? Uśmiechnęłam się w duchu do siebie. Tak, z nas wszystkich chyba tylko ja [brat maniak].
Nie znałam się dokładnie na modelach, wielkość silnika rozpoznawałam po dźwięku obmyślając, ile zajęłoby mi nazbieranie na coś takiego. Długo. Ale wystarczyłaby połowa na początek.
Stałam tak przy barierce na samym środku, zamyślona nad tym kiedy już będę go mieć i dopracowując mój nowy plan, aż nagle tuż przed moja twarzą śmignęło mi gigantyczne koło.
Zawodnik postawił pionowo swoją bestię i kręcił na niej cyrkle tak blisko, że mogłam go dotknąć bez wyciągania ręki. Zalała mnie adrenalina, ale nie drgnęłam. Co za drań. Świetny występ.
Tutaj zarówno Jaca jak i M. popukaliby się w czoło słysząc, co mi chodzi po głowie. "Choppery, harleye, to rozumiem, orzeszek na głowie, głośny wydech. Klasa! To jest wolność, a nie jakaś szlifierka!". A czy Wasze choppery potrafią tak? Aj dont fink soł.
Celowo zdjęcie ze strony, widać znacznie lepiej niż na badziewnym telefonie.
Dodaj komentarz