DEAD END
Boże, co też mnie podkusiło żeby pytać wprost.
Mam ochotę wykopać sobie dołek, umrzeć w nim i przysypać się z górką.
Znajduję się w ślepej uliczce. I stoję sobie w niej już długo. Na tyle długo, że po tych wszystkich pseudofilozoficznych wywodach ze znajomym, zamiast naprawiać kryzys z J, jeszcze dolałam oliwy do ognia. Bo pojechałam, wyciągnęłam na spacer, niby wszystko fajnie. ALE. NIe uścisnął nawet mojej ręki, nie mówiąc już o tym, żeby próbował mnie zmiękczyć. Ale w porządku, wystraszyłam go tymi pretensjami pewnie.
Natomiast dzisiaj zapytałam go wprost, czy jego mama zamieszka kiedyś z babcią, a ja będę miała go tylko dla siebie, bez mamy, siostry, jej chłopaka i kogo oni tam jeszcze nie wymyślą. Czy będziemy się starać polepszyć swoje zarobki i walczyć o ten cholerny dom, czy nie.
Sms nie przychodził niepokojąco długo.
NIE.
Wplecione w potok słów, wśród których dotarło do mnie "ja i Ty" zamiast MY, natomiast oni wszyscy to także MY. Wobec czego stało się jasne, że swoje plany i marzenia o samodzielności mogę sobie wsadzić w buty. Trzęsą mi się ręce i staram się opanować To chyba nie koniec. To nie może być koniec.
musi...
Ale nie potrafię. I nie zamierzam tego kończyć. Muszę coś wymyślić. Dziś rano pisałam kumplowi że nie osiągnę celu jeśli nie będę z J, bo bez niego cel przestanie istnieć. I kurwa wygadałam.
nie ma takiego drugiego...
Na horyzoncie.
Ktoś chyba wyrwał moje wnętrzności.
Trzymaj się dziewczyno, ja zaciskam kciuki, żeby się wszystko poukładało jak najlepiej dla Ciebie. I informuj na bieżąco!
Dodaj komentarz