It's ok not to be ok
Zastanawiałam się, czy już nie czas przelać znowu myśli na wirtualną kartkę. Nie chcę o tym opowiadać ani J, ani znajomym. Ale tak jak narzekałam sobie wcześniej, ściągnęłam na siebie kolejne kłopoty. Szarpałam się z myślami o J, bo nadal chodzi mi po głowie myśl, że to bez sensu i niepotrzebnie tylko marnuję naszą energię i czas. Ale on jest już nieomal jak ogromne drzewo, którego korzeni nie potrafię i nie chcę usunąć. Nawet jak nie będzie drzewa, będę liczyła słoje w pniaku. Wywołałam sobie kilka naszych zdjęć i gapię się na nie codziennie. Z tego się podobno wychodzi, ale ja nie chcę. I tak trwam.
W piątek miałam firmowe spotkanie w stolicy. Zapierdalałam klikaset km tylko po to, by usłyszeć, że nie przedłużą mi umowy. Fail.Wybrano garstkę szczęśliwców, którzy pracowali w firmie od początku i dostali oni awans. Reszcie podziękowano. Modlę się tylko, bym zdążyła spłacić to, co muszę a potem niech się dzieje co chce. Morale mi spadły ale jeszcze się nie poddałam. Naiwnie wierzę, że coś znajdę. Nawet coś godnego, mam nadzieję.
W niedzielę odbyła się wielka rodzinna impreza z okazji pierwszych urodzin bratanicy. Dostała wypasiony rower i inne bajery. Miałam wrażenie, że straszliwie tam nie pasuję i źle się czułam w towarzystwie całej tej szlachty. Żeby było zabawniej, zaraz po wyjeździe z parkingu sąsiadka wbiła mi się w renówkę swoim pięknym audi. Wytrwałam do wieczora na tej imprezie, a potem wezwaliśmy policję by wyjaśniła tej pani, kto ma pierwszeństwo na takim skrzyżowaniu. Obawiałam się mandatu ale wina leżała jednak po jej stronie. Z nieszczęścia okazało się to być zatem czymś pozytywnym, bo naszemu trupowi remont się bardzo przyda. Jak dostanie nowy wydech, zyska drugą młodość. Ma się tego fuksa. Rzeczoznawca dotrze jutro. Muszę jeszcze załatwić kilka papierków i tylko czekać na pieniądze. W całym tym stresie najlepsza okazała się moja mama, która mając zielone pojęcie na temat otaczającego ją świata, wypaliła: ”To super, jakbyśmy dostali tak z czternaście tysięcy....” Chciałam dodać, że wartość całego auta nie przekracza dwóch tys. nawet. Bawi mnie to nadal, choć sprowadziliśmy ją już na ziemię.
Wczoraj z kolei stała się następna rzecz, która rozpieprzyła mnie zupełnie. Bliźniaczka J. pokłóciła się z ojcem i poprosiła J., by ją nocował jakiś czas. Przemilczę tę kwestię, bo rodzinie trzeba pomagać i ja bym zrobiła to samo. Gdzieś w głębi jednak buntuje się we mnie ta druga, która przypomina zdanie „Mama pomieszka ze mną jakiś czas” i została na lata. Co, jeśli z nią będzie podobnie? Kiedy jej chłopak się tu przeprowadzi? A nawet jeśli już, to oni będą we dwoje, a my znów we troje. Czekam. Znowu czekam. Myśląc bezczelnie tylko o sobie, skupiam się na szukaniu nowej pracy i zaliczeniu sobotnich egzaminów. Za rok kończę studia i to miał być nasz punkt wyjściowy. Co się do przyszłych wakacji wydarzy, czas pokaże.
Wczoraj także widziałam się z M. Mieliśmy iść na żużel większą grupą. Było nas...Troje. Na koniec zażyczył sobie, by go podwieźć. W drodze na stadion nie mogłam tego zrobić, zapewne koleżanka mogłaby to źle odebrać. Musieliśmy się zatem szukać. Był zdziwiony moim oburzeniem. Rzadko się zdarza, by on i J. wnerwili mnie jednocześnie. Gdzie tu się wtedy wypłakać, jak nie na blogu ;)?
A pracę znajdziesz raz dwa, masz już doświadczenie :)
Dodaj komentarz