kurczę się.
15:49 2011-12-01
Znowu się pozbierac nie mogę.
Chyba wypadałoby sobie jakieś ziółka w aptece kupić czy coś,
bo świra już można dostać. Nie śpię. A jak śpię to funkcjonuję w osobnym świecie,
dyskutuję pod gwiazdami z Paynem, uciekam przed jego ojczymem [?],
jestem meduzą w oceanie, robię zakupy, kłócę się, żyję. Te wszystkie realne stresy przenoszę nawet na sny.
Kurczę się.
Codzień zaciskam zęby i mówię sobie, rzucam to w diabły. Po co mi to było?
Bylebym nie skończyła w jakimś warzywniaku. Wydawało mi się, że stworzona do nieco wyższych celów jestem. Ale widocznie nie aż tak wysokich jak środowisko lekarskie.
Dostałam telefon, w przyszłym tygodniu podwójne wizyty.
I tabelka do poprawy, nie zaznaczyłam nigdzie zainteresowanych.
Oczywiście, że tego nie zrobiłam głąbie, bo ich nie było!!!!
Tak, oczywiście, zaraz odeślę poprawioną.
Dostałam wreszcie przelew. 100 więcej, niż się spodziewałam.
Ponieważ i tak połowa idzie do kieszeni matki a druga połowa na szkołę,
przemilczę tym razem ten zacny fakt. Dołożyć do tego oszczędności ostatniego miesiąca i pobiec kupić jakiś płaszcz, bo wstyd w tym podartym i poplamionym płaszczu jak się stoi w kolejce z innymi, wypacynkowanymi, uśmiechniętymi, z błyszczącymi aktówkami. Jeszcze buty i włosy ale nie wszystko naraz.
Właściwie to obojętne mi to wszystko.
Czuję się tak beznajdziejnie jak chyba nigdy dotąd. Bałam się tego momentu w życiu, w którym odkryję, że nic nie umiem i do niczego się nie nadaję. I nadszedł.
Szkoda mi tylko Jacka, że musi na to patrzeć. Jadę na dwie godziny, obejrzeć coś śmiesznego i utonąć w jego ciepłym objęciu. I rozklejam się przez to. Wracam.
Wczoraj powiedział, że jego koledzy przeżywają moją magisterkę.
Jeden z nich zaangażował się bardzo w pomoc i już dwukrotnie dzwonił z pytaniem, jak mi idzie.
No to się dzisiaj wzięłam za poszukiwania inspiracji, z racji że zmieniono mi ostatnio promotora, tematyka też zmieniła się o 180 stopni. Myślę jednak, że wyjdzie mi to na dobre.
Spędziłam dzisiaj dwie godziny w starej, pachnącej dziwnie przyjemnie bibliotece.
Poza kurzem. Cisza, światło ze starych, nieelektrooszczędnych żarówek, nie dające się otworzyć okna, ciężkie drzwi z żółtym szkłem. I tomiszcze ciągnące się po sam sufit.
Przepadłam tam. Było bezpiecznie. W kolejno przeglądanych kartach wynajdywałam różne nazwiska i sprawy, które uznali za ważne, skoro pisali o nich prace naukowe.
Część z tych osób spokojnie mogłabym nazwać nawiedzonymi :-D
Ostatnio jednak sama czuję się lekko niepoczytalna, zapisałam więc znaczną część tematów.
A teraz siadam do Excela i będę robić iksy przy potencjalnych kupcach.
Jeśli do końca dnia się z tym uporam, zmuszę się do wyjścia z domu i albo poszukam płaszcza albo pójdę kibicować kolegom J. na turnieju darta. Wsparcie za wsparcie. A jutro znowu ruszę dupę za miasto, żeby było więcej w tym głupim Excelu do roboty.
A wiesz co bylo najlepsze? Ze wszyscy dostali maila z wytycznymi jak maja traport wypelnic, a mnie zapomnial dodac do odbiorcow i potem sie wkurzal, ze inaczej wypelnione mialam niz reszta.
Plaszcza nie kupilam, nie mam w sobie mocy na takie decyzje dzis. Spij dobrze ;]
Dodaj komentarz