Niech cały wiruje świat, haaa-a...
Trochę się dzieje. Weekend połączony z tygodniowym urlopem to coś pięknego.Pod warunkiem, że jest jak go spędzić i trzeba to robić poza domem. Więc całkiem przyjemnie było. Doprowadziło to niestety do kolejnego kryzysu z J, który nie ma pojęcia o co mam pretensje chyba, ale upiera się że wie i że to zmieni. Ciekawa jestem jak mu to wyjdzie, skoro zaczął od unikania mnie. W sensie zadnego przytulenia czy uscisku. Łel... Martwi mnie to poważnie, dorobiłam się adoratora a wolałabym, żeby to J mnie tak traktował. Nie chcę zmian i pękniętego serduszka.
Piszę bo stała się historyczna chwila. Rozmawiałam dzisiaj przez telefon z kimś, z kim klikam już 3 lata. Tak o, niespodziankę mi zrobił. Niecałe dziesięć minut. Ale i tak magia.
Dzięki niemu kupilam też wreszcie okulary. Fantastyczne, w czarno-fioletowej oprawie, ale delikatne i lekkie. Od razu człowiek dostrzega nowe horyzonty ;]
To tyle z pozytywnych aspektów. Negatywne są tak negatywne, że nie ośmielę się o nich teraz pisac, zeby znowu nie spaść z łomotem na ziemię. Niech przez chwilę się pouśmiecham.
Marzą mi się nowe, ładne okulary. Póki co okularnica musi pomęczyć się w starych, bo zastrzyk pieniężny nastąpi chyba dopiero, jak sama pójdę do pracy :D
Dodaj komentarz