pierwszy, słoneczny dzień od miesiąca.
Notka dzisiaj dwuczłonowa będzie. Najpierw do dupy a potem już pozytywniej.
Także zapowiadam część pierwszą i proszę o jej pominięcie, lub też wczucie się w poważny nastrój. Machnęłam se wiersz.
********************************
Jesteśmy jak te więdnące kwiaty
Młodość ucieka nam przez palce
Rzeczywistości grube kraty
Łamią nam skrzydła
Już nie walczę.
Umieram powoli na codzienność
Na gniew i szarość
I na refleksję
O tym co miało być a przepadło
Jedyne co mam dziś
to bezsenność.
********************************
Tak było kilka dni temu. Wczoraj nie wyjechałam do pracy w ogóle.
Dzisiaj bujnęłam się do Torunia i stwierdzam, że to nie takie straszne miasto jest, jak je malują.
Po raz pierwszy od tygodni nikt mnie nie zingnorował, nie wyrzucił z gabinetu, nie trzasnął drzwiami przed nosem.
Spotkałam się nawet z entuzjazmem w stylu "Chcemy to! Będziemy namawiać odpowiednie osoby do finansowania." Trochę zaskoczona byłam. Bo już straciłam wiarę i moc, przestałam w kołnierzyku i wyższych butach biegać.
Jutro szkolenie w Poznaniu. Cieszę się, że będę mogła jutro pojawić się tam z większym spokojem, przekazaćswoje spostrzeżenia a nie tylko negatywne uwagi "bo nikt nas nie chce."
Wierzcie mi, że gdyby mi teraz ktoś dał pracę za granicą, to pierwsza bym była przy drzwiach. W godzinę bym się spakowała i dostarczyła na dworzec. Bo jest źle, tak źle że mam problem by rano wstać z łóżka. Myślałam nad porzuceniem tego zajęcia zanim oni mnie wywalą, choć to irracjonalne i strzeliłabym sobie sama w kolano. Kto rzuca pracę w tych czasach ?
I nagle sms od J. wyciąga mnie z otchłani, przynajmniej na chwilę.
Że też ma już dość, że jestem najważniejsza i nasza przyszłość jest najważniejsza. Że chyba nadejdzie moment, w którym zamieszkamy we dwoje i tylko we dwoje, bo mama może mieszkać u babci i powinna, ze względu na jej stan zdrowia. Nie wierzę w prawdziwość tych słów, boję się tego, że zostałabym obarczona winą za "wyrzucenie z domu teściowej". Nie skomentowałam tego smsa. Przywykłam już do słowa "kiedyś". Jeśli on to zrobi, to i ja po raz kolejny będę musiała dać się zbluzgać rodzinie, wykląć od bezbożnic i ladacznic by móc szczęśliwie zasypiać u jego boku.
Dlatego tak bardzo chcę wyjechać. Te wszystkie problemy przestaną istnieć i mnie obchodzić na mojej ziemii obiecanej. Odkryję ją prędzej czy później. To znaczy odkryjemy.
Dodaj komentarz