Nie czytać. Skoki hormonalne.
W poniedziałek skrajna radość.
Rozmowa, prezentacja produktów, pochwały.
Zlecenie będzie w sierpniu. Auto będzie. Tyle wiem.
We wtorek skrajny dół. Nie wiem skąd. Wizyta u Jacy nie pomogła. Może dlatego, że jak wychodziłam z domu, nie chcąc myśleć o pijanym ojcu, pojechałam do niego, gdzie spała pijana teściowa.
Środa. Dół nie przemija. Zrozumiałam, że to moja matka znowu doprowadza mnie do stanu totalnego wkurwienia. Chodzi za mną krok w krok i pilnuje. "Bananka zjedz. Ciasteczko. Kawki? Buzi na dowidzenia! Udanego dnia dziecka moje dzieciąteczko kochaniutkie. Nie zapomnij śniadanka."
Złe myśli chodzą mi po głowie. Bardzo złe.
Nie umiem nawet sobie popłakać, tak jak robiłam to kiedyś. Przecież jest dobrze, czyż nie? To na pewno hormony.
Widać po mnie. Nie pytają "co słychać?", pytają "co się dzieje?". Albo olewają. Poznaję się na ludziach. Szukam tych prawdziwych.
-Zagubiłaś się.
-Męczysz się.
-...
Jacol musi szukać nowego mieszkania lub kupić to, które wynajmuje.
I wiem, że jest bliski kupna, wierzy że bez problemu dostanie kredyt.
No to mamy już dwa problemy. Teściowa musi mieć swój pokój. Warto zatem kupić obecne mieszkanie. Problem w tym, że w połowie nie ma prądu, pralka zepsuta, jest niewielkie i bardzo ciemne. Na parterze nie dochodzi praktycznie światło, niezależnie od pory roku czy dnia.
Podziwiam go, że ma siłę to ciągnąć. Ja nie mam. W codziennej egzystencji nie odczuwam żadnego sensu, celu, przyjemności.
Wydałam fortunę na fryzjera, po raz pierwszy od dawna. Patrzę w lustro spod zapuchniętych od alergii powiek i myślę..."Wyglądasz ok. Ale życie dalej jest chujowe."
Oglądam nałogowo serial Lie to me. Szkoda, że dzięki temu nie nauczę się ukrywać swoich emocji. Byłoby super umieć uśmiechać się i żartować, pomimo tego co mnie wypala.
Burza za oknem ustała. Jutro muzyka w uszy i rower.