• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

..::Purple Thoughts::..

..::Purple Thoughts::..

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008

Archiwum listopad 2011

pierwszy, słoneczny dzień od miesiąca.

Notka dzisiaj dwuczłonowa będzie. Najpierw do dupy a potem już pozytywniej.
Także zapowiadam część pierwszą i proszę o jej pominięcie, lub też wczucie się w poważny nastrój. Machnęłam se wiersz.


********************************

Jesteśmy jak te więdnące kwiaty
Młodość ucieka nam przez palce
Rzeczywistości grube kraty
Łamią nam skrzydła

Już nie walczę.

Umieram powoli na codzienność
Na gniew i szarość
I na refleksję
O tym co miało być a przepadło

Jedyne co mam dziś
to bezsenność.

********************************

Tak było kilka dni temu. Wczoraj nie wyjechałam do pracy w ogóle.

Dzisiaj bujnęłam się do Torunia i stwierdzam, że to nie takie straszne miasto jest, jak je malują.
Po raz pierwszy od tygodni nikt mnie nie zingnorował, nie wyrzucił z gabinetu, nie trzasnął drzwiami przed nosem.

Spotkałam się nawet z entuzjazmem w stylu "Chcemy to! Będziemy namawiać odpowiednie osoby do finansowania." Trochę zaskoczona byłam. Bo już straciłam wiarę i moc, przestałam w kołnierzyku i wyższych butach biegać.

Jutro szkolenie w Poznaniu. Cieszę się, że będę mogła jutro pojawić się tam z większym spokojem, przekazaćswoje spostrzeżenia a nie tylko negatywne uwagi "bo nikt nas nie chce."

Wierzcie mi, że gdyby mi teraz ktoś dał pracę za granicą, to pierwsza bym była przy drzwiach. W godzinę bym się spakowała i dostarczyła na dworzec. Bo jest źle, tak źle że mam problem by rano wstać z łóżka. Myślałam nad porzuceniem tego zajęcia zanim oni mnie wywalą, choć to irracjonalne i strzeliłabym sobie sama w kolano. Kto rzuca pracę w tych czasach ?

I nagle sms od J. wyciąga mnie z otchłani, przynajmniej na chwilę.
Że też ma już dość, że jestem najważniejsza i nasza przyszłość jest najważniejsza. Że chyba nadejdzie moment, w którym zamieszkamy we dwoje i tylko we dwoje, bo mama może mieszkać u babci i powinna, ze względu na jej stan zdrowia. Nie wierzę w prawdziwość tych słów, boję się tego, że zostałabym obarczona winą za "wyrzucenie z domu teściowej". Nie skomentowałam tego smsa. Przywykłam już do słowa "kiedyś". Jeśli on to zrobi, to i ja po raz kolejny będę musiała dać się zbluzgać rodzinie, wykląć od bezbożnic i ladacznic by móc szczęśliwie zasypiać u jego boku.

Dlatego tak bardzo chcę wyjechać. Te wszystkie problemy przestaną istnieć i mnie obchodzić na mojej ziemii obiecanej. Odkryję ją prędzej czy później. To znaczy odkryjemy.

 

23 listopada 2011   Komentarze (2)

18 listopada, 17:20:20

Nie mogę opanować emocji.
Wczoraj rozmawiałam z Paynem, po raz pierwszy od miesięcy, o rysowaniu.
Było to dziwnie przyjemne, lekkie, z perfidnym pominięciem wszystkich nieprzyjemnych tematów
w postaci braku pracy, kłopotów rodzinnych i wszystkim, co związane z rzeczywistością.
Obudziłam się uśmiechnięta, pojechałam do pracy uśmiechnięta.

Zderzenie z rzeczywistością doprowadziło mnie znowu do łez, bo nie mogę, jak jadę ileś kilometrów do gościa, który ma nos utkwiony w monitorze i nawet nie chce słyszeć, z czym do do niego przychodzę i po co. Nie raczył nawet podnieść na mnie wzroku.

W szpitalu nie znalazłam odpowiedniej osoby. W kolejnej przychodni długo czekałam na lekarza, ale nie pchałam się w kolejkę i chyba to docenił, bo był bardzo miły i obiecał, że rozważy opcję. Nie zabrałam mu dużo czasu, zaznaczając że mam świadomość, że na korytarzu czekają na niego małe, kaszlące pacjentki.

Wróciłam jednak do domu czując się znowu cieniem człowieka.
Moje wnętrze przypomina zimny, mokry loch a w nim kulącego się Nazgula,
syczącego "my preciouussss" i kryjącego w dłoniach ostatnią,  pozytywną myśl. Ile bym dała by móc już się ukryć przy monitorze, wypytując Payna o najnowsze postępy w jego twórczym projekcie. Rozpisać się o genialnej kresce Wyspiańskiego.

Będę bardzo ostrożna od teraz. Każde napomknięcie o jego prywatności lub choćby porównanie jego prac z moimi wywołuje wycofywanie się z rozmowy.
Ale rozumiem go lepiej, niż kiedykolwiek.

Dzień kończy się jednak mega pozytywnie.
Wyczekałam dzisiaj w pewnej aptece ponad dwie godziny pod drzwiami pani kierownik.
Brat użył maksimum czaru osobistego i poszło pierwsze zamówienie.
Cieszy mnie to jedynie z tego powodu iż wykupił mi jeszcze kilkanaście dni pracy.
Co będzie jednak, jeśli dalej nie będę potrafiła poradzić sobie sama?

Nieważne. Chwilowo zmuszona jestem stłamsić poczucie godności i pozwalam się sobie upajać tą chwilą. A że teraz dwa dni wolnego od pracy i jutro spotkanie ze znajomymi na uczelni, łatwiej będzie się uśmiechać do złej gry.

I za dwie godziny wybieram się na Zmierzch. Nie wiem, co mnie podkusiło ale J. się zgodził i kułam żelazo póki gorące. Byle skupiać myśli na czymś innym teraz.

"Nie martw się, znajdziemy nasz azyl" -napisał wczoraj Payne. ciekawe, czy sam w to wierzy.

18 listopada 2011   Dodaj komentarz

a jutro znowu zacznę się bać...

Dwa dni ciszy. Było tak pięknie.
Tak cicho. On grał, ja czytałam książkę.
Chodziliśmy na spacery. Usnęłam przy nim tak szybko.
Wróciłam do domu, trzeciego dnia miałam zawieźć rodzinę do brata.
Czytałam i chłonęłam pocieszające słowa od M, przekonujące mnie o własnej sile, choć były wymuszone i tylko wirtualne.
Naprawiłam komputer po tygodniu walki z wirusami [wracały po formacie mimo osłon], to tak uspokoiło.

Po powrocie, na powitanie znowu było o bezbożnym życiu i kurwieniu się.
I chodzenie po ogrodzie u brata, by podziwiać pomarznięte krzewy z puszką piwa w ręku tak, by nikt nie widział.
Tak wiele wysiłku włożyłam, by się uśmiechnąć choć na chwilę i znowu wszystko się spierdoliło.
Ten smutek obraca się w nienawiść. I to szczerą.
Mamo, przeczytasz to kiedyś i mam nadzieję, że pożałujesz własnej głupoty.
Tych wszystkich słów, których nawet nie pamiętasz. Tego egoistycznego wyładowywania swoich frustracji na mnie.
To zabija entuzjazm wiesz? Entuzjazm o których tyle mówią na szkoleniach i uczą w podręcznikach psychologii.
Ale dziękuję, że przypomniałaś mi, że nie chcę z Tobą mieszkać.
Wolę chyba znaleźć pracę w markecie, marną ale stabilną.
I być z nim. Bo się troszczy i jestem dla niego ważna. Bo jest bezinteresowny i wyrozumiały.
Bo mnie DOCENIA. Może mnie kiedyś przeprosisz, jak już będzie za późno.
Jestem wkurwiona, zawsze brzydziłam się patologią myśląc "jak tak można?"...


A jednak jesteśmy taką patologią.
No jak tak można...?

13 listopada 2011   Komentarze (1)

mam płatek śniegu za zegarze.

Nic już nie jest łatwe ani proste.
Nadal nie ma wyników w pracy.
Zniechęcam się, walczę kilka godzin, znowu zniechęcam.
Rano nie mogę wstać, bo paraliżuje mnie myśl że dzisiaj znowu się nie uda.
Kończą mi się już pomysły, dokąd jechać. Może robię coś źle.

Mam kryzys. Może spowodowany babskimi nastrojami ale dobrze nie jest.
Wspominam dobre momenty w swoim życiu, takie małe iskry które napędzały do działania.
Wczoraj nie wyszło, bo mimo mych starań nie było zamówienia.
Mam mega doła. Takiego do Chin i z powrotem.

Jacek nadrobił fakt, że olał mnie w naszą czwartą już rocznicę i nie miał dla mnie czasu.
Jest praktyczny do bólu, przywiózł mi klucze do grata, bo zapomniałam zabrać a ojciec mnie prosił. Na rowerze i we mgle jechał. Wzruszyłam się. I załatwił dywaniki do służbowego, bo miał tylko materiałowe.

To odrobinę podbudowało moją zrujnowaną psychikę. Gdzieś w zalewie tej czerni docierało do mnie ciche
"hej, ja tu jestem, pamiętaj o mnie".

Dzisiaj dzięki temu wstałam rano nieco chętniej, nabiegałam się po szpitalu i paru przychodniach i w południe do domu. Tutaj jeszcze krótki fragment przemiłej rozmowy z kimś zza wielkiego biurka:

"ja-Na obronę naszych testów mogę dodać, że...  Klient- A to one są atakowane? ja- Mam na myśli to, że w świetle badań laboratoryjnych straciły właśnie w Pana oczach, więc jak mówilam... K-A rozumiem, zatem użyła Pani kolokwializmu... ja-tak, pozwoliłam sobie.. [KURRWA!]" 

To było ciekawe doświadczenie, utwierdzające mnie w przekonaniu, iż ja tej roboty nie znoszę :D

Mama uparła się dzisiaj na wypad do miasta. Obkupiłam się w lumpeksie za całe 40zł i gryzło mnie sumienie, bo właściwie mogłabym się obejść bez tych rzeczy. Byłam też jednak szczęśliwa, nie mogę narzekać na brak małych przyjemności. Wróciłyśmy późno i z przerażeniem odkryłam 2 wiadomości od J. Jedna, że powinnam już jechać do niego, druga że już zamknięte. Z mojej winy nie załatwiliśmy bardzo ważnej rzeczy, dla której specjalnie wziął wolne. Nie miałam pojęcia, że interesanci są przyjmowani tylko przez godzinę. Myślałam, że przez 3 conajmniej. Pojechałam go przeprosić i znowu w ryk.


Tak bardzo chciałam poprawić sobie humor, pieprzona egoistka, że go zawiodłam. A on rowerem specjalnie wieczorem do mnie jechał wczoraj...Siostra na niego nakrzyczała przez telefon i nie przyznał się, że to przeze mnie.

Natychmiast jak odłożył słuchawkę, ja wysłałam do niej smsa ze swojego numeru, że ma się go nie czepiać, bo winę ponoszę ja. I że on robi wszystko, co tylko można, więc wara od niego. Dostałam tłumaczenie, że ona problemy ma a on za łagodny jest. Owszem, jest za łagodny, powinien zrobić mi awanturę za spóźnienie, foch, cokolwiek co pomogłoby rozładować atmosferę i nie chować urazy w głębi siebie. Co mnie jednak obchodzą jej problemy z ojcem i teściami? Widziałam, jak bardzo Jacek przejął się jej telefonem i mnie ruszyło. Mam nadzieję więcej się nie wtrącać. Ale choć tyle mogłam zrobić, by przestał się tak przejmować czymś, za co nie może odpowiadać.

Chyba potrzebuję jakichś antydepresantów. Bo nie mogę już być tą wesołą i beztroską, którą J. tak lubi. Nic się nie układa. Nie chcę być dla niego kolejnym problemem, wymagającym opieki.
Nadal nie wiemy, co z nami będzie kiedyś, dobre jest jednak to, że wiemy iż będziemy razem. Bez względu na wszystko.

 

09 listopada 2011   Dodaj komentarz
Purplehair | Blogi