• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

..::Purple Thoughts::..

..::Purple Thoughts::..

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
28 29 30 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 01

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008

Archiwum grudzień 2011

23:56 2011-12-10

Cholerny marketing i jego świąteczne promocje!

Co pięć dni na chwilę odzyskuję radość życia.
Zakupiłam sobie "Moje mieszkanie" i oszalałam... Nie patrzę na te wszystkie piękne łazienki i salony, których nie będę mieć.
Za to zdobienia świąteczne... Nieopisane.
W piątek wybrałam się z tatą do lasu na krótki spacer, przytargałam do domu parę wierzbowych witek i potraktowaliśmy je srebrolem. Kupiłam też małe, lustrzane bombki [tanie były;p]. Zapakowałam to wszystko do wazonu, wygląda genialnie. W przyszłym roku wymienię bombki na fioletowe, żeby się trochę odznaczały ;)

Na sobotę, po powrocie z uczelni jestem też umówiona z D., na pieczenie pierników. Ostatnią kasę wydałam na wszystkie możliwe posypki, lukry, pisaki i co tylko udało mi się znaleźć. Będzie szaleństwo, jak w zeszłym roku z piernikowym domem. W tym roku tylko ciastka, żeby można było na choince powiesić, jesli nie będą się nadawały do jedzenia :D

J. nie chce nigdzie jechać na święta. Zapowiedziałam mu, że jeżeli nie ma zamiaru obchodzić wigilii to lepiej niech zrobi to w tym roku, bo jak z nim zamieszkam to będzie zmuszony. Przecież grzybowa, barszcz i karp być muszą! Puste miejsce przy stole, opłatek i pozostałe symbole...

W Sylwestra też nie zamierza nic robić... Najlepiej zamknąć się w domu i udawać, że się nie istnieje ;/ Eh. nie dziwię mu się trochę, że taki zniechęcony. Ja dopiero miesiąc się męczę w nowej pracy a on już cztery lata i od paru miesięcy na półtora etatu. Mama też znalazła sobie zajęcie, co oznacza że sytuacja wraca do stanu poprzedniego.

Patrzę już w pustą przestrzeń. Za wszelką cenę nie chciałam żyć jak inni, bez celu, z dnia na dzień. Nie pozwalałam gasić w sobie entuzjazmu, bo wszystko mi się udawało. Teraz nie udaje się nic. Rozmawiamy już niewiele, przytuleni nie patrzymy sobie w oczy. Żadne nie chce przyznać głośno, że boi się co przyniesie ten 2012. Nie wyczekujemy go wcale, stąd niechęć do szampana, fajerwerków, imprezowania.

Chowam się z powrotem pod kołdrę. Ostatnio śpię jak suseł, najchętniej zapadłabym w sen zimowy. Tylko żeby mi się na koncie zbierało, bo jakoś wieje pustką ;). Trzymam się jednak dzielnie.

Obejrzeliśmy dzisiaj film "Cela 211". Jak to wszystko może się zmienić w ciągu jednej chwili. I jedyne, co wtedy możesz zrobić, to walczyć o przetrwanie i powiedzieć sobie:

"Robię co mogę".

No, to rozwieszam łańcuchy.
Choinkowe.

I miałam iść na łyżwy, ale nie wyszło.

11 grudnia 2011   Komentarze (2)

kurczę się.

15:49 2011-12-01
Znowu się pozbierac nie mogę.
Chyba wypadałoby sobie jakieś ziółka w aptece kupić czy coś,
bo świra już można dostać. Nie śpię. A jak śpię to funkcjonuję w osobnym świecie,
dyskutuję pod gwiazdami z Paynem, uciekam przed jego ojczymem [?],
jestem meduzą w oceanie, robię zakupy, kłócę się, żyję. Te wszystkie realne stresy przenoszę nawet na sny.

Kurczę się.
Codzień zaciskam zęby i mówię sobie, rzucam to w diabły. Po co mi to było?
Bylebym nie skończyła w jakimś warzywniaku. Wydawało mi się, że stworzona do nieco wyższych celów jestem. Ale widocznie nie aż tak wysokich jak środowisko lekarskie.

Dostałam telefon, w przyszłym tygodniu podwójne wizyty.
I tabelka do poprawy, nie zaznaczyłam nigdzie zainteresowanych.
Oczywiście, że tego nie zrobiłam głąbie, bo ich nie było!!!!
Tak, oczywiście, zaraz odeślę poprawioną.

Dostałam wreszcie przelew. 100 więcej, niż się spodziewałam.
Ponieważ i tak połowa idzie do kieszeni matki a druga połowa na szkołę,
przemilczę tym razem ten zacny fakt. Dołożyć do tego oszczędności ostatniego miesiąca i pobiec kupić jakiś płaszcz, bo wstyd w tym podartym i poplamionym płaszczu jak się stoi w kolejce z innymi, wypacynkowanymi, uśmiechniętymi, z błyszczącymi aktówkami. Jeszcze buty i włosy ale nie wszystko naraz.

Właściwie to obojętne mi to wszystko.
Czuję się tak beznajdziejnie jak chyba nigdy dotąd. Bałam się tego momentu w życiu, w którym odkryję, że nic nie umiem i do niczego się nie nadaję. I nadszedł.
Szkoda mi tylko Jacka, że musi na to patrzeć. Jadę na dwie godziny, obejrzeć coś śmiesznego i utonąć w jego ciepłym objęciu. I rozklejam się przez to. Wracam.

Wczoraj powiedział, że jego koledzy przeżywają moją magisterkę.
Jeden z nich zaangażował się bardzo w pomoc i już dwukrotnie dzwonił z pytaniem, jak mi idzie.
No to się dzisiaj wzięłam za poszukiwania inspiracji, z racji że zmieniono mi ostatnio promotora, tematyka też zmieniła się o 180 stopni. Myślę jednak, że wyjdzie mi to na dobre.

Spędziłam dzisiaj dwie godziny w starej, pachnącej dziwnie przyjemnie bibliotece.
Poza kurzem. Cisza, światło ze starych, nieelektrooszczędnych żarówek, nie dające się otworzyć okna, ciężkie drzwi z żółtym szkłem. I tomiszcze ciągnące się po sam sufit.
Przepadłam tam. Było bezpiecznie. W kolejno przeglądanych kartach wynajdywałam różne nazwiska i sprawy, które uznali za ważne, skoro pisali o nich prace naukowe.
Część z tych osób spokojnie mogłabym nazwać nawiedzonymi :-D
Ostatnio jednak sama czuję się lekko niepoczytalna, zapisałam więc znaczną część tematów.

A teraz siadam do Excela i będę robić iksy przy potencjalnych kupcach.
Jeśli do końca dnia się z tym uporam, zmuszę się do wyjścia z domu i albo poszukam płaszcza albo pójdę kibicować kolegom J. na turnieju darta. Wsparcie za wsparcie. A jutro znowu ruszę dupę za miasto, żeby było więcej w tym głupim Excelu do roboty.

01 grudnia 2011   Komentarze (3)
Purplehair | Blogi