00:00 2010-12-06
Co sobotę leczę ostrego kaca. Resetuję się po ciężkim tygodniu. W czwartek nie wyruszyłam wcale, z powodu śniegu.
Odezwała się dawna przyjaciółka, przez jakiś pierdół przestałam się do niej odzywać lata temu. Zaprosiła mnie na kawę. Węsząc podstęp zgodziłam się do niej wpaść w najbliższy piątek. Jestem ciekawa co u niej ale odczuwam wielką tremę. Czym mogę się pochwalić po minionych siedmiu latach? Licencjatem, trzyletnim związkiem, półrocznym mieszkaniem razem, lubianą ale dość ciężką pracą, poważnym złamaniem ręki które trochę zmieniło moje życie. Może dobrą figurą. Obiektywnie wygląda to nieźle. Co jednak odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego już razem nie mieszkacie? Kiedy weźmiecie ślub, bo my już za kilka miesięcy, mam dla Ciebie zawiadomienie [ostrzegła]?". Rozmyślałam o tym cały dzień i wpędziło mnie to w dołka. Ona rzuciła studia, ale mieszka z nim. Będzie mężatką. Może fantastycznie urządzą mieszkanie. Moje najsilniejsze pragnienia, być u boku Jacka i mieć dobry wystrój. :( Zniweczone na zawsze przez kredyty, własne, rodziców, teściów. Wiem, nie wolno siedzieć i się użalać. Obecnie jest mi wygodnie spędzać z Jackiem weekendy i imprezować z jego znajomymi. Są świetni, mam nadzieję że uda się spędzić razem Sylwestra. Na utyskiwanie brata jak to się marnuję przestałam już zwracać uwagę. Wystarczy mi że na moment wtulę się w J. i przeczesze palcami moje włosy. Zapominam gdzie jestem, zapominam dlaczego przed chwilą ciekły mi łzy kiedy uparcie powtarzałam mu "to nic takiego, skoki hormonalne", myśląc "czy dziś znów Twoja mama ma ranną zmianę?". Każdy dzień razem utwierdza mnie w tym, iż najważniejszy jest na świecie, jakże bym mogła powiedzieć mu: "to nie ma sensu" ? Nawet jeśli czasem tak myślę.
Najlepszy przyjaciel Jacka, podając mi jointa wyraża swoją zazdrość na temat naszego szczęścia, bo jemu wciąż się nie udaje. Jego przesadnie smutny ton [a może sobie to wkręciłam], zapada mi w pamięci tak bardzo, że rozdziera mi to serce. Jeszcze większy szacunek mam do losu za to co mi dał. I nie rozumiem, dlaczego tak fantastyczny, zabawny przystojny facet wciąż daje się oszukiwać jakimś idiotkom. Dlaczego tylko nielicznym zdradza, jaki mrok ogarnął jego życie, jaki bezsens jutra. Dlaczego całą flotę rozpierdala na sensi i wódkę, bo nie ma kogo wozić świeżo ulepszoną furą. Więc przekazuję kij do bilarda Jackowi i biorę tego cholernego jointa i gadamy o wszystkim, tylko nie o miłości, żeby pięknego wieczoru nie spieprzyć.
M. mi jakieś dziwne wyznania po pijaku robi. Ile razy jeszcze ktoś się odważy po kilku głębszych...A to Francuzik, a to K.Odczuwam smutek. Myślałam że ostatnia porażka go czegoś nauczyła, całe to pisanie "spoważniałem, dojrzałem" w moim mniemaniu wygląda zupełnie odwrotnie. Nie chcę wiedzieć, co siedzi w jego głowie, jego moment minął.
Tylko jedna osoba daje mi tyle mocy, bym czuła się dowartościowana, mądra, seksowna, bym miała siłę wstawać codziennie z łóżka. Gdyby J. zniknął, nic by tej pustki nie zapełniło ani nikt. Nawet teściowa na drugim końcu kraju i ładne mieszkanie.
A ta jego [M.] "niedoszła była ", niezła laska, choć wymaga lekkiego tuningu.
Myślę że nawet trochę do mnie podobna, chociaż ja jaśniejsze włosy i okulary mam. Ciekawi mnie nieco, czy on też jakieś podobieństwo dostrzegł i go może zamroczyło i tyle.