23:13 2008-04-29
Zawsze ściągają mnie na ziemię. Z potwornym hukiem. Tzn ona. Nie zasługuje na milsze określenie niż ‘ona’.
Szukam mieszkania. Promyk nadziei. Ale trochę tak, jakby się siedziało w ciemnej studni, a tam gdzieś wysoko majaczyło światło. Może je ujrzysz, a może nie.
Przeżyłam dzielnie kolejne godziny pracy, choć mimo usilnych starań cele nie zostały zrealizowane. Cóż. Jutro wolne. Tzn ja w końcu będę wolna. I chyba wyłączę telefon.
Oglądałam dzisiaj z boku wiosnę. I wcale mi się nie podobała. Kupiłam w końcu CSa. Okropne, jak wiele już nie pamiętam. Nawet prosta konfiguracja z open gl sprawia mi kłopot. A tak chciałam dzisiaj kogoś zabić…
Na rowerach nie uciekliśmy daleko. Nie miałam siły. Jutro. Na pewno jutro. Obiecaliśmy sobie. Na śmierć i życie. Histerycznie się śmieję. Żałosne, że tak wiele obiecywałam sobie po życiu, ale jeszcze żałośniejsze, że moja matka uważa, że niczego nie osiągnę i w ogole jestem do niczego. Zawsze chciałam usłyszeć takie słowa otuchy.
Się jeszcze zdziwisz.