11:04 2008-08-27
Dwa dni wolnego, a ja dalej nie potrafię dojść do siebie. Nie wiem też dlaczego nie potrafię wyłączyć telefonu. A powinnam. Odkryłam w sobie jakąś małą cząstkę zołzy.
Podpisałam 4 umowy i dałam o tym radośnie znać mojemu nowemu kierownikowi. Odparł „szkoda, że nie pięć.” Rozłączyłam się przełykając te słowa bez odpowiedzi, bo spodziewałam się jakiejś pochwały. Następnego dnia nie podpisał żadnej i stękał mi do telefonu, że brakuje mu setki w kasetce i nie wie co zrobić. To musi być jakaś komiczna pomyłka, że ten człowiek zajął stanowisko nade mną. Niemniej czuję się podbudowana, bo wiem, że beze mnie ta niedojda tam zginie. Nie potrafi dosłownie nic, jest chodzącym kłębkiem nerwów z obgryzionymi pazurami.
Było jednak coś, co także poprawiło nastrój.
Obejrzeliśmy obie części Riddicka, najadłam się popcornu do granic możliwości i rozgrzałam naprawdę dobrym winem. Nie ma chyba nic lepszego. Kiedy rano obudziłam się obok Jacka, po głowie chodziło mi to:
https://www.youtube.com/v/8owwOdxeHmk&hl=en&fs=1
Marika - moje serce
Zabrałam się też za lekturę Ojca Chrzestnego. Wciągnęło mnie to bardziej od komputera.
I rzuciłam wreszcie tą cholerną grę : )