18:30 2008-10-14
Uciec.
Wydrzeć się stąd.
Teraz. Natychmiast.
Zabrać ze sobą kurtkę w pośpiechu. Nikt by nawet nie zauważył. Gdyby nie było deszczu, pospacerowałabym po lesie.
Zwykle piszę tylko, gdy jest źle.
I wisi mi to, że głównie o jednym piszę.
Odreagowuję. Również fakt, że miałam coś zmienić. Ale nadal robię błędy i cały mozolny proces diabli biorą.
Kupiłam sobie ostatnio świecznik na poprawę humoru. A właściwie trzy.
Trzy szklane sześciany, jakby wykute z lodu.
Dopiero wczoraj zapaliłam w nich świece.
O trzeciej nad ranem, kiedy wyłączałam komputer wychyliłam się z fotela i obróciłam za siebie.
W półmroku ciepłe światło płomieni oblewało śpiące metr ode mnie ciało.
Zastygnięte jak skała i twarde,jednak z dziecięcą ufnością i spokojem na twarzy. Ciekawy, kontrastowy widok. Wywołał u mnie chęć stania się częścią jego snu. Zastygłam również, żeby go nie obudzić.
Zamyśliłam się.
W całej swojej słabości, nieudanej walce z porzuceniem wirtualnego świata, popełnianiu tak licznych błędów
spowodowanych pośpiechem i roztrzepaniem, jest jedna, najsilniejsza myśl.
Przytulić się do jego pleców i zdmuchnąć świece. Bezpieczeństwo. Azyl. Porzucenie myśli o czymkolwiek.
On ma rację, że to wszystko jest nieważne. Po co gonić za tymi wszystkimi, nie mającymi znaczenia rzeczami.
Zrozumiałam, że ten spokój to kolejny etap przemian. Niemniej nie dam się zamknąć w rutynie dnia codziennego.
Chciałabym mu podziękować za wspólnie spędzony rok, pierwszy i mam nadzieję na kolejne równie dobre. I uczcić jego urodziny.
Dostałam dziś paczkę z jego wymarzonym modelem do sklejania. I dostanie też lampę magmową, choć wydało mi się to najdziwniejszym pomysłem pod słońcem. Z drugiej strony, te jego zainteresowania są tak nietypowe, jak on sam.
Oddycham. Odczuwam znajomy ból w płucach.
Niewidoczny dym gryzie oczy.
Zycie jest niezdrowe.
Słucham ostatnio płyty Chylińskiej z 2004r. TV nieźle ją teraz promuje. Ale mimo tego, że stała się taka telewizyjna
i śmie oceniać, co się nadaje do tv a co nie, nie budzi mojej odrazy. Szanuję ją, wbrew temu czego się spodziewałam po Marii Peszek.
Lubię zdzierać sobie gardło do jej piosenek przy zmywaniu, zwłaszcza do "zmysłowej" i "winnej", choć nie tylko.
"Nie jest źle
ja
jestem winna
dobrze jest
zawsze byłam winna"
Jej chrypa w odpowiednich momentach, zejścia z wyższych tonów na niższe.
Doskonałe.