22:03 2009-01-09
Z każdym dniem zostaje nam coraz mniej powietrza
Z każdym dniem Ty stajesz się moim powietrzem
To Ciebie mam coraz mniej
Bo każdy dzień przybliża nas do siebie i uzależnia coraz mocniej
Koniec bycia z Tobą oznacza więc koniec powietrza.
I tak powstaje nieszczęśliwa miłość.
22:03 2009-01-09
Czy my w ogole mamy jakas szanse?
Dzis widzialam czlowieka z klasa.
Czlowieka, ktory wypowiadal sie z niesamowitym wdziekiem, jakby starannie dobieral kazde slowo. Posiadal usmiech jak z reklamy, byl to jednak szczery i pogodny usmiech. Ubrany byl elegancko.
Zazdrosnie postanowilam dazyc do celu, by stac sie taka jak on.
Rownie madra, piekna i bogata. Tylko jak.
Te moje marzenia czesto sie sypia jak domek z kart.
Dzis ojciec znowu wrocil do domu pijany i matka kolejny raz oskarzyla o to mnie, "bo mu pozwolilam". Kiedy mnie przy tym nawet nie bylo a jak mowie mu ze mi sie za niego dostaje odpowiada "to Twoj problem". Najchetniej kazdemu z nich dalabym w nos, zeby sie zastanowili co w ogole za bzdury gadaja. Jest mi potwornie smutno.
Bylam u kumpla ale nie wypilam nawet calego piwa. Wieczorem mialam jechac samochodem, wiec nie moglam.
Przeraza mnie to kiedy o tym mysle.
Moze gdyby to sie nie dzialo, bylabym innym czlowiekiem?
U Jacka w domu jest jeszcze gorzej, wiec nie moge narzekac. Ale trudno mi jest byc cicho, nie chce sie na to godzic. Przez pol roku dobrze sobie radzilismy, a mimo to nikt nam nie uwierzyl, ze mozemy i chcemy byc ponad tym. Rodzina mnie wyklęła zamiast się cieszyc, ze chce zyc inaczej. A teraz, kiedy wrocilismy by im pomoc, naiwnie wierzac ze to sie uda, jego rodzice chca wziac rozwod, matka dalej pije, a u mnie pije ojciec a rodzina obwinia za to mnie, bo niby mu pozwalam.
Moze ja nie powinnam byc z Jackiem.
Dopiero teraz rozumiem jego lek o to, ze nie uda nam sie stworzyc normalnej rodziny. Ze z tego tez moze wyjsc jakas patologia.
Rozumiem za to jego siostre, ktora wyjechala kawal stad i nie wpada nawet na swieta, bo tlumaczy sie odlegloscia i brakiem pieniedzy na podroz. I ja sie jej nie dziwie. Zyje sobie tam z mezem i mala coreczka i chociaz moze biednie, na pewno szczesliwie.
Nie jest to moze ambitne, ale ma spokoj ducha.
Nie ma to moze zwiazku z rozmową o klasie, alfabecie kulturalnego czlowieka [angielski, matura, prawo jazdy, studia].
Ale przez pol roku chociaz mialam mnostwo zmartwien,
Jacek o mnie bardzo dbal i czulam sie lepiej.
Obstawialam ze abstynencja naszych rodzicow po calej przeprowadzce potrwa do 10 dni. Trafilam idealnie.
Jesli moj zwiazek sie rozleci, bede obwiniac o to moja rodzine, tak jak oni obwiniaja mnie za swoje wlasne bledy.
I co mam teraz zrobic, upic sie z rozpaczy ;(????