18:40 2009-03-12
Ojj kamyczek spadający z góry dawno temu pociągnął za sobą lawinę nieszczęść :(
Dziś idę z dawno niewidzianym przyjacielem na wieczorną kawę, ponarzekać wspolnie.
Mój facet ma chyba wielką, czarną chmurkę nad swoją rodziną. I wlaśnie pada z niej wielka ulewa. Skala tych problemów rozrosła się niczym krach na giełdzie światowej. Siwieję i nie wiem co zrobić ze sobą, nie mogę pomóc i nie umiem się odnaleźć. Wychował mnie na księżniczkę i ja teraz w milczeniu tę koronę zdejmuję, nie mogę być wiecznie w centrum uwagi. Myślałam, że kiedyś w końcu wyjdziemy na prostą, dziwiłam się że on nie potrafi się cieszyć niczym. Dopiero teraz rozumiem...
Kolizja samochodowa, zawał serca, rozwód, brak pieniędzy i jakiegokolwiek pozytywu to zdecydowanie za wiele jak na doświadczenia rodzinne dwudziestoletniego chłopaka. Nie słyszę jednak z jego ust żadnej skargi, żadnego żalenia się, poczucia niesprawiedliwości.
Pozostaje mi to z [dosłownym] bólem serca obserwować. Myślę o tym i czuję się wbita w ziemię i przygnieciona kamieniem. W pracy uśmiech staje się dla mnie wyzwaniem, kąciki ust ważą chyba 100 kg. Pożeram tony słodyczy, już teraz różnorakich. Pomaga doraźnie na kilka minut. ale choć czuję, ze jestem 'full', objadam się z bezsilności.
Sprawdziłam wczoraj wyniki swoich ostatnich egzaminów i niemal dostałam zawału, na szczęście sie pomyliłam. Nadal nic nie wiadomo.
Biednemu zawsze wiatr w oczy :(