Do diabła z tym, co było.
Miałam gorszy dzień.
Nie zrozumielismy się.
Cały dzień zmuszona byłam tłumić w sobie agresję.
Prosiłam dwa razy, nie przyjeżdzaj.
Przyjechałeś. No i dostałeś za swoje.
Niestety udowodniłeś mi, że się myliłam i to pogorszyło
sprawę, bo wyszło na to, że przez cały dzień wściekałam się bez powodu. Nie wspomnę już o 'miłych' komentarzach mamusi. Powiedziałam jednak bez pardonu co na ten temat myślę i teraz delektuję się ciszą. Odczuwam niebywałą satysfakcję z tego powodu, pełen spokoj i relaks. Czemu nie robiłam tak wcześniej?
W szale wyżywałam się dziś na przedmiotach, wyrzuciłam 95% rzeczy z biurka. Nie wyglądało tak czysto jeszcze nigdy. Cudowne uczucie, pozbyć się wszystkich wspomnień, tych niewygodnych także. Wszystkie pocztówki ku pamięci, bilety i inne duperele.
Teraz zabieram się za dysk twardy. Czego się nie tknę, wywołuje dziś u mnie wspomnienia. Z reguły te boleśniejsze. Trzeba się pozbyć. Do diabła z tym, co było.
Jednak stwierdzam, że pomału moja orbita zmieniała kąt. Nawaliłam co prawda z tymi studiami, ale na to nie jest wcale za późno. Nabieram dziś dystansu, nabieram szacunku do siebie, determinacji i rozpędu. Tak wiele się zmieniło w tym roku. Nawet ta w lustrze jakaś inna. Ale z tym wrednym uśmieszkiem na twarzy czuję się doskonale. Oby tak zostało.