130kg marmuru. 150mg ketonalu na start. Zolte kontury na czarnym tle. 7h czekania na operacje reki. Obudzilam sie po narkozie z beksa. Ja to mam szczescie. 3dni pozniej nadal nie wiem ile zwolnienia z pracy. Ciagle boli i ta wscieklosc,gdy szarpia Cie co rano, zeby sprawdzic czy jeszcze zyjesz."to ta pani od nagrobka"-slysze. stazysci usmiechnieci robia notatki, a ja troche jak wsciekly pies na lancuchu probuje ich przepedzic. Umiescili mnie w trupiarni. Srednia wieku ponad 85 lat. Przeszkadza im nawet swiatlo, wiec wieczorami zabieram ksiazke i wynosze sie na opustoszaly korytarz. Nienawidze tego miejsca. Zmuszaja do patrzenia w oczy tym zombie,nieodwiedzanymi przez rodzine, zazdrosnymi jak gdyby chcieli mi wydrzec mlodosc. Sala pachnie staroscia i czesto odchodami, jest duszno i przygnebiajaco. Rano otwieraja mi gips. Opuchlizna i krew. Zapada decyzja o zatrzymaniu mnie. Mlody doktorek z durnym usmieszkiem pyta: "Po co do domu? I tak nic nie mozesz robic." Szczesciarz, bo bol faktycznie zgasil moj zapal do rzucenia w niego skalpelem i odgryzienia jakims tekstem. Nie zrobicie ze mnie niedoleznej staruszki. Dzien uplywa mi na czekaniu na godzine 18, az przyjedzie Jacek. po ciezkich nocach, kiedy starszyzne nawiedzaja ich wlasne demony, rankiem stwierdzam, ze jest plus mojego pobytu tutaj. Przez 90 procent czasu jestem pozostawiona sama sobie i napawam sie samotnoscia. Co jakis czas dzwoni telefon i pojawia sie ciche zadowolenie- pamietaja. M tez.