muffcośtam.
Historyczna chwila nastąpiła w tę sobotę.
Niniejszym ja, fioletowa, zagorzały przeciwnik kuchennych rewolucji i wszystkiego co z kuchnią związane, upiekłam pierwsze w życiu ciastka.
Dla niego, bo wrócił. Albo też odbija mi na stare lata. "Muffinki" [czy cholera wie co] okazały się całkiem zjadliwe :)
Dzisiaj więcej nie napiszę, bo grypę mam silną i wybieram się spać, ostatnie dwa dni pracuję od rana do dwudziestej i niech się wali i pali, biorę wolny piątek i upijam się syropem, zagryzając rutinoscorbin [nie mam nic innego na stanie obecnie :(].
Buziaki. Albo nie, bo zarażę.