15:58 2010-11-21
Uhh co za ciężka przeprawa w szkole, napsulam sobie tyle krwii przez "kolegę",
że głowa mała. Zrób, wydrukuj, wypal, popraw i wydrukuj jeszcze raz. I najlepiej idź zaprezentuj bo ja uciekam z wykładu.
Ok. To ja też uciekam. Ale że głupi ma zawsze szczęście, koleżanka mnie uratowała i moja prezentacja trafiła do teczki wykładowcy mimo wszystko ;]
Ogólnie tydzień był koszmarny. Praca do późnego wieczora, powrót bez świateł albo we mgle, ciągle coś.
Mama wyjechała na tydzień. . Ojciec już pierwszego dnia zasnął z włączonym rosołem na gazie i obudził się w chmurze czarnego dymu wypełniającego całe mieszkanie i korytarz. Mnie nie było w domu. Bogu dzięki nic się nie stało, wyrzucił garnek i wietrzymy od trzech dni mieszkanie, bo nadal czuć swąd. Także w piątek i sobotę nie było między nami żadnego porozumienia, czekałam aż wytrzeźwieje.
Wczoraj trochę bałam się go zostawić samego, ale przed wyjściem odczekałam aż zje kolację żeby nie przyszło mu do głowy znów rządzić w kuchni. Pojechałam na spotkanie z przyjaciółkami, trafiłam na siostrę Jacka która zażyczyła sobie żeby ją podrzucić do domu, na co ja ok i siedzę sobie dalej spokojnie, a ona siedzi kręci telefonem w dłoni i czeka aż wreszcie nastąpi ta chwila. Więc po godzinie już zaczęłam dziewczyny żegnać no i złapały na mnie focha :( Zawsze któraś, jak nie jedna to druga. Ehh z babami, chciałam przeciez dobrze, zaliczyc spotkanie, podrzucić "szwagierkę" do domu i uszczęśliwić wszystkich. Wyszło jak zawsze.
Młodsza siostra Jacola odmówiła starszej bycia chrzestną dziecka, które ma się narodzić na dniach w grudniu. Zatem poprosiła mnie, ale ja też odmówiłam, bo do rodziny jeszcze nie należę, w życiu różnie bywa, a chrzestnego syna już mam [i to takiego, który chce quada na urodziny mając lat 5, więc grubsza sprawa ale pomińmy finanse]. Oczywiście wywołało to rozczarowanie i pretensję. Żesz no jak ja kocham takie sytuacje. Tak czy tak chociaż niezręcznie, to winna się nie czuję.
Napisałam M. wszystko co mi leżało na sercu, dlaczego nie odzywałam się do niego przez pół roku. Myślałam, że się obrazi, a tu wręcz odwrotnie.
Jestem zaskoczona bardzo jego zachowaniem, bo nie wiem jak to odbierać, czego on chce. Wiem, że to dziwne, że wspominam go w notkach tak często a już od dawna niewiele dla mnie znaczy. Wyrosłam z intryg i podchodów, po tym jak zaczął kręcić z jakąś kolejną z pracy coś się zmieniło i pomyślałam że może mu wszystko jedno. Naprawiłam swoje zaniżone morale, poczułam się na tyle wartościowa, że zupełnie przestały mi być potrzebne jego komplementy i poświęcanie uwagi. Duży wpływ miał na to pewnie K, który mi ten czas jakoś wypełnił. I co najważniejsze rozmawiałam z Jackiem o wielu istotnych dla nas aspektach [czy w końcu się przekonam do mieszkania we troje, kiedy dzieci, co ze ślubem itp.] i pochłonęło mnie to na tyle, że jakiekolwiek inne znajomości przestały być ważne, nawet przyjaciółki [przyznaję z bólem i obiecuję poprawę].
I jeszcze coś na koniec, bo fascynacja reggae się rozwija. Znałam Bas Tajpana, znałam Ras Lutę i innych takich, ale przyszło takie mało znane do jakiegoś mam talent i zrobiło rozróbę... Uwielbiam takie pozytywne dźwięki. A tu już w dzień dobry tvn:
https://www.youtube.com/watch?v=xlUF8PaXHYo