O mnie się nie martw, o mnie się nie martw,...
23:48 2010-11-23
Jaca się rozchorował. Miał jakiś nocny atak kaszlu i zaspał do pracy. Martwię się.
Odwiedziłam go dzisiaj, bo zaspał do pracy i czuł się źle, a to oznacza, że coś już na rzeczy jest. Jeszcze ja z moim hormonalnym dołem pojechałam mu pomarudzić i oglądając usta-usta poryczałam się jak bóbr, jak matka piotra wywołała pożar w kuchni z powodu zaników pamięci. To mi coś przypomina.
M się znowu zapakował ze mną do samochodu. Przegadaliśmy 6 godzin i było bardzo fajnie i wesoło. Na sam koniec o północy na gg się wściekłam na niego za jakąś przesadzoną troskę. Bo mnie palić ziela nie wolno bo to złe. Jemu wolno. Łaski bez. Milczę, coby sobie nie myślał że mnie w garści ma. Dekoncentruje mnie, a to przeszkadza mi bardzo w moim poukładanym na maxa życiu. I nie będzie mi się wpieprzał.
Wykonałam dzisiaj karkówkę wg jego przepisu. Nie wyszła ponieważ zgodnie z jego zaleceniem nie dodałam wcale soli- błąd.
Ale będę próbować dalej. Tata dzielnie zjadł całość. Ogólnie mam problem z ogarnięciem syfu panującego w kuchni, ale naprawdę się staram, codziennie coś: kuchenka, okap, blaty, co chwilę pełen zlew. Na liście jeszcze piekarnik i wnętrze lodówki. Przyznaję piekarnik moja wina, ale lodówka.. oj mamo, mamo.