09:18 2012-01-13
Wczoraj spędziłam cudowny dzień.
Pojechałam zwiedzić Malbork.
Ba, byłam nawet nad morzem.
Piękne to było. Prawie jak sen.
Wróciłam z zimnym wiatrem we włosach, kilkoma muszlami w kieszeni.
Rano sprawdziłam pocztę.
Drukują nam wizytówki.
Obniżyli target o połowę.
A ja wciąż nie mam odwagi ruszyć dupy i na nowo wysłuchiwać
słowa NIE. Senny, przeboski nastrój znikł.
Świadoma własnych ograniczeń zalewam się łzami.
Kurwa mać, sama sobie robię krzywdę.
Ma moje maile i aplikacje nikt nie odpowiada.
Z księgową się nie udało.
Muszę tu zostać.
Nie chcę, ale będę zmuszona.
Innego znaku się spodziewałam.
edit:
Za godzinę telefonicznie dowiedziałam się, że jednak planuje się przedłużenie mi umowy na kolejne 3 miesiące. Wcale się nie cieszę. Tzn cieszę się, że nie będzie statusu bezrobotnego i rachunki popłacę, nie cieszę, bo dalej będę tkwiła w tym gównie i trzeba zacząć działać. Wbrew sobie. Dla pieniędzy i statusu. Tfu. Widziałam dzisiaj kolejki bezrobotnych ustawiających się w urzędzie pracy. Jeśli w mojej miejscowości też ma to tak wyglądać, to ja nie wiem.