22:25 2009-08-06
Nadal nie wiadomo, co z pracą.
Decyzję odwleczono do poniedziałku, bo jednak znaleźli się chętni doświadczeni.
Zobojętniałam na wszystko.
Dzień minął mi, jakby go wcale nie było. W ogóle ostatnio dni zlewają się w jedną plamę.
W osamotnieniu odnalazłam trochę spokoju i przez cały dzień czytam.
W przerwach na kolejne rozdziały, kiedy dopada mnie myślenie o własnym losie odczuwam ciągle silny niepokój. I tak już od paru dni.
Szukam sobie czegokolwiek [byle nie kogokolwiek], co zajmie mój umysł zanim pochłonie go czarna otchłań.
Jak to możliwe, że nie zrozumiałam słów Payne'a, kiedy z grymasem na twarzy powtarzał że jest tylko małym ziarenkiem piasku?
"Zapolować, zapłodnić, umrzeć".
Globalna misja ewolucji. Żadnych wyższych celów, bezboleśnie. Ktoś kiedyś powiedział, że jesteśmy jak pierdolone lemmingi. Czuję się strasznie.
Chciałam być kiedyś plastyczką. Ostatnio nawet w porywie emocji zapragnęłam całym sercem być architektem wnętrz. A życie śmieje mi się w twarz i wytyka własne słabości. Nie mam chęci poruszyć ręką a co dopiero wstać z łóżka. "Stwórz 20 prac i zdaj egzamin z historii sztuki". Pestka.
Dumam nad tym moim złem już tyle czasu, że wreszcie odkryłam bez pomocy terapeuty, co też tak siedzi mi na sumieniu. A jednak to odkrycie przyniosło skutek odwrotny do zamierzonego.
Przeraziłam się jeszcze bardziej.
Zaciskam pięści w agresji i psychicznej agonii.
Nadszedł wieczór, pora najbardziej przeze mnie znienawidzona.
I nagle zadzwoniłeś! Przyjechałeś! Gadałam o byle czym, ale widząc, że Ci to nie odpowiada natychmiast zamilkłam. Nie mam pojęcia dlaczego wczoraj marzyłam, żebyś już sobie poszedł. A dziś dałeś mi 20 minut.
I nagle księżyc zaczął się jarzyć jak słońce. Zrobiło się jasno i ciepło. I już niczego się nie bałam, a endorfina zalała mój umysł.
Czasem chce mi się śmiać, kiedy widzę Twoją zaskoczoną minę, że wczoraj jakbym Cię nie dostrzegała, a dziś pochłaniam wzrokiem każdy Twój milimetr i zastygam wsłuchana w Twój głos. Zdajesz się nie widzieć tych skrajności zbyt często. Na szczęście.
"Do jutra" rzucone na odchodne stało się dla mnie jedynym powodem by jutro wstać z łóżka i przeżyć cierpliwie dzień.