No i po Sylwestrach.
00:28 2011-01-03
Rany. Od czego znów zacząć. W skrócie...
K. przyjechał do mojego miasta na Sylwester z rodzinką, zatem spotkaliśmy się najszybciej jak się dało. Zaskoczona byłam pozytywnie, dużo fajniejsza osoba niż przez Net, obstawiałam że będzie odwrotnie. Co prawda po jakimś czasie skończyły się nam tematy ale do wakacji chyba wystarczy. Może coś wykombinuję, teraz moja kolej. Obiecaliśmy sobie wyścigi samochodowe, bo żadne nie wierzy że drugie je pokona ;]
Obydwa Sylwestry wypadły super.
Ten u D, bo towarzystwo mocno wymieszane [ściągnęłam nawet Francuzika na tą bibę!], rozkręcili się alkochińczykiem, potańcowali, ogólnie pozytyw. Najmocniejsze epozidy zapewne mnie ominęły, ponieważ po paru godzinach gnałam już na imprę u J.
Sami faceci, z jedzenia same śledzie i chipsy a mimo to bawiłam się dobrze. Nie było tańcowania jednak humory dopisywały i smiałam się tak że aż wszystko mnie bolało.
Dwa różne światy. W żadnym stuprocentowo dobrze. Dowiedziałam się że najbliższy znajomy J. [już o nim wspominałam raz] za jakiś czas wyjeżdża z Polski. Kolejna wartościowa znajomość stracona, niech to szlag ;/ Smutno mi z tego powodu okropnie więc staram się o tym nie myśleć.
Ostatni dzień urlopu spędziłam w podróży, bo jechaliśmy do rodziny J.
Lubię tam jeździć, choć dziś trochę mnie zabolało obmawianie naszych spraw finansowych na forum. Postanowiłam zatem że w tym miesiącu nie kupuję żadnych pierdół [miała być lampa do robienia żeli i dodatki od siostry J, bo coś jej nie idzie my z kumpelą na Sylwka robiłyśmy i wyszły nam super]. Trudno. Przyjemności muszą zaczekać, nie mogę ciągle sobie dogadzać i pozwalać, żeby mi ktoś potem dogryzał.
Mimo to atmosfera była bardzo fajna i nadal czuję się tam lepiej, niż gdy jadę do swoich.
Znowu instynkt macierzyński się we mnie budzi hehe :)